DRIVING HOME FOR CHRISTMAS

Przez większość wczorajszego dnia wracałam do domu.

Ludzie wokół ciągle jeszcze byli poddenerwowani albo wyraźnie zmęczeni, rozmawiali o prezentach na ostatnią chwilę, zamawiali transport z miejsca do którego dowiezie ich autobus, składali kolejnym osobom życzenia przez telefon, podawali przez niego również porady kulinarne i przepisy jakimś mniej doświadczonym kucharzom.

Najbardziej jednak urzekła mnie pani na siedzeniu przede mną – tak, przez szparę w siedzeniach trochę ją podglądałam…

Widziałam jak ogląda listę z kolejnymi zadaniami takimi jak: pranie dywanu, makowiec, światełka, i coś tam jeszcze. Całe dwie strony notesu miała zapisane różnymi rzeczami do wykonania przed godziną 0.

Część z nich była już skreślona, część nie, kobieta jednak przyjrzała się tej liście jeszcze raz, po czym… dokładnie podarła ją na drobne kawałeczki i zaczęła jeść jabłko. Nie wiem co się działo wtedy w jej głowie, ale podejrzewam, że po prostu sobie odpuściła i zaczęła Święta. Te, w których są ważniejsze rzeczy od sprzątania i pieczenia.

Wiecie co jest fajnego we wracaniu do domu dzień przed Wigilią? Że nagle świąteczne hity przestają nas drażnić i brzmią idealnie. Kiedy w kolejnym autobusie, do którego się przesiadłam, popłynęły dźwięki mojego ulubionego „Driving home for Christmas” Chrisa Rea, zdecydowanie poczułam tą magię.

I tego samego życzę Wam. Wszystkiego dobrego!